czwartek, 15 stycznia 2015

ODKRYWAMY ŚWIAT Z NATIONAL GEOGRAPHIC ODKRYWCA - ŻÓŁWIE ZIELONE W PODRÓŻY


Nadszedł czas na kolejny ciekawy temat zainspirowany artykułem będącym w edycji kolekcjonerskiej albumu „National Geographic: Odkrywca”. Zapraszam do lektury!
Chodząc po plaży, często możemy natrafić na skarby wyrzucone na brzeg przez morze. Obok ton śmieci pojawiających się z falami każdego dnia, znajdziemy tam muszle, bursztyn, a może nawet butelkę z listem rozbitka... Ciekawe rzeczy przykryte piaskiem możemy znaleźć przy odrobinie szczęścia na każdej plaży w każdej części świata. Jednymi z plaż, które wyróżniają się na tle innych, są plaże kostarykańskie. Właśnie tam pod warstwą piasku zakopane są prawdziwe skarby. Zakopane jest życie. Życie żółwi zielonych!

źródło zdjęcia: wikipedia.org


Kostarykańskie plaże kryją w swoich piaskach setki żółwich jaj. Co ciekawe, im większa temperatura piasku, tym większa szansa na to, że z jaj wyklują się samice. Kiedy przychodzi odpowiedni czas, malutkie żółwie wykluwają się, a ich pierwszym celem jest dotarcie do morza. Dotarcie do wody jest dla nich niemałym wyzwaniem, niestety wiele z nich już podczas tej wędrówki kończy swoje życie – małe żółwie są pokarmem dla krabów i ptaków. Niektórym żółwiom jednak udaje się dotrzeć do morza, choć fale spychają je znów na plażę. W końcu udaje im się wypłynąć na otwarte morze.

źródło zdjęcia: www.faunaflora.com.pl


Żaden naukowiec nie zbadał jeszcze jak małe żółwie, po wpłynięciu na spokojne wody oceanu, radzą sobie zanim dorosną. Wiadomo jedynie, że żywią się małymi krewetkami i ślimakami, chronią się w wodorostach i poruszają się prądami morskimi

Żółwie stanowią łatwy cel dla większych drapieżników, na szczęście gada chroni ubarwienie. Spodnia część skorupy jest jasna, dzięki czemu pływające poniżej drapieżniki nie widzą żółwia na tle nasłonecznionej wody! Górna część skorupy natomiast jest ciemna, przez co nie zauważają go przelatujące nad wodą ptaki.

Po kilku latach żółw płynie do wybrzeży Florydy, jest już silniejszy i bardziej wytrzymały. Jego życie dalej polega na sielankowym pożywianiu się glonami i meduzami oraz ukrywaniu się przed większymi drapieżnikami.

Po kolejnych trzydziestu latach, zółw jest już dorosły, waży tyle, ilu trzech piątoklasistów! Sama skorupa mierzy teraz metr długości. Żółw wraca do domu – dokładnie do tego samego miejsca, w którym się wykluł. Nikt dokładnie nie wie, w jaki sposób żółwie odnajdują drogę do swojego miejsca urodzenia. Wiadomo natomiast, że po dotarciu do celu, żółw znajduje swoją drugą połówkę, a samica składa jaja w piasku. Po kilku miesiącach z jaj wykluwają się setki żółwików, które są już gotowe, aby odbyć podróż życia.

źródło zdjęcia: wikipedia.org


Niestety, żółwie nie muszą uciekać tylko przed większymi drapieżnikami, ale i przed ludźmi. Żółwie zielone często są obiektem polowań. Na szczęście znajdują się też ludzie, którzy chcą te gady chronić, badają ich obyczaje i monitorują drogę ich wędrówki.

Artykuł powstał na podstawie edycji kolekcjonerskiej albumu „National Geographic: Odkrywca” 2012/13.

środa, 14 stycznia 2015

HISTORYCZNE RODZAJE ŻAGLOWCÓW - EGIPSKA ŁÓDŹ TRZCINOWA

Zakładając bloga miałam zamiar dzieliś się z Wami swoją pasją, jaką jest niewątpliwie edukacja morska. 
Zauważyliście, że marynistyka jest obecna w wielu dziedzinach życia i udowodnienie tego faktu stało się moim celem.
Pragnę również przybliżyć Wam nieco historii. Dlatego też rozpoczynam nowy cykl - HISTORYCZNE RODZAJE ŻAGLOWCÓW.
Znajdziecie tu podstawowe informacje na temat łodzi, okrętów, żaglowców.

O historii żeglarstwa pisałam już na blogu. Ten wpis znajdziecie  TUTAJ.

Swój cykl zaczynam od EGIPSKIEJ ŁODZI TRZCINOWEJ.

Uważa się ją za najstarszą łódź świata. 
Brzegi Nilu porastała obficie trzcina i to ona stała się pierwszym budulcem egipskich łodzi. Początkowo budowano zwykłe tratwy wyposażone w tratwy. 
Dopiero później, około 3500 r.p.n.e., tratwa przybrała kształt łodzi. Wygięty dziób i rufa umożliwiały i ułatwiały przybijanie do brzegu. 
Warto wspomnieć, że początkowo podróżowano tylko po Nilu. Potem wyruszono na morze, a egipska łódź trzcinowa miała jeszcze bardziej wygięty dziób i rufę. Przypominało to łuk. Efekt taki osiągnięto za pomocą liny przymocowanej do masztu lub podstawy łodzi. 

źródło zdjęcia: www.zaglowce.ow.pl

 
Żagiel wykonany był  z papirusu lub bawełny. Masz miał kształt litery "A". Do niego zamocowana była reja, składająca się z dwóch części. Każdy członek załogi łodzi trzcinowej był wyposażony w wiosło. 

Minusem łodzi trzcinowej było jej szybkie nasiąkanie wodą, dlatego trzeba było ją często suszyć. 

Pamiętacie film "Wyprawa Kon-Tiki"? Pisałam o nim  TUTAJ.
Wyobraźcie sobie, że Norweg Thor Heyerdalhl (pomysłodawca wyprawy na tratwie Kon-Tiki) postanowił sprawdzić, czy egipską łodzią trzcinową można podróżować po morzu.
W 1969 zbudował papirusową łódź „Ra”, aby zademonstrować, że starożytni Egipcjanie mogli dotrzeć do Ameryki przez Atlantyk. Łódź „Ra” została przymusowo opuszczona 500 mil od wybrzeży Barbadosu na skutek nasiąknięcia. Na kolejnej łodzi „Ra II”, która wypłynęła 17 maja 1970 z Maroka, dopłynął  do Barbadosu.

 Model „Ra II” w muzeum Pyramids of Güímar


A na koniec ciekawostka: podobne łodzie trzcinowe wykorzystywane są do dnia dzisiejszego we wschodniej Afryce, w Ameryce Południowej i w rejonie Zatoki Perskiej.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

WARTO WIEDZIEĆ - PIRAT CZARNOBRODY, POSTRACH KARAIBSKICH WÓD



Wielu z nas w mniejszym lub w większym stopniu kojarzy postać legendarnego pirata, zwanego Czarnobrodym. Jego postać pojawiła się w wielu filmach, między innymi w ostatniej części „Piratów z Karaibów”. Mogłoby się wydawać, że tak charakterystyczna postać jest tylko dziełem wyobraźni – nic bardziej mylnego, Czarnobrody istniał i plądrował naprawdę!

Źródło zdjęcia: wykop.pl

Czarnobrody, ang. Blackbeard, właściwie Edward Teach lub Thatch, żył na przełomie siedemnastego i osiemnastego wieku. Urodził się około 1675 roku. Był jednym z najgroźniejszych piratów swojego okresu. Pochodził z Anglii, jednak grasował na morzu Karaibskim. 

Został kapitanem poprzez wszczęcie buntu na statku, na którym służył. Wcześniej był kaprem i napadał marynarkę francuską jako pirat, ale z błogosławieństwem króla brytyjskiego. Używał głównie broni palnej, ale nie był też złym szermierzem. Po zakończeniu wojny między Francją i Wielką Brytanią dalej zajmował się napadami na statki, również na życzenie króla brytyjskiego.

Drzeworyt z 1734 roku przedstawiający Czarnobrodego, źródło: wikipedia.org

Ataki na inne statki prowadził początkowo na niewielkim statku, a następnie na zdobycznym francuskim okręcie La Concorde, przemianowanym na Queen Anne's Revenge (Zemsta Królowej Anny). W szczytowym momencie kariery – wiosną 1718 roku – dysponował 4 okrętami, 60 działami i ok. 400 ludźmi.
Według legend Czarnobrody zapragnął sprawdzić jak jest w piekle. W tym celu nakazał zapalić w ładowni swojego statku siarkę, a w toksycznym dymie wytrzymał najdłużej z całej załogi.
Podobno aby wyglądać straszniej,  na brodę wiązał czerwone wstążki, do kapelusza przyczepiał zapalone lonty, a na ramieniu nosił sześć załadowanych pistoletów. Zdarzało się, że odpalał działa za pomocą swojej uprzednio podpalonej brody.

Bandera Czarnobrodego, źródło: wikipedia.org

Zginął w trakcie potyczki z dwoma okrętami dowodzonymi przez angielskiego porucznika Roberta Maynarda działającego na polecenie gubernatora Wirginii Aleksandra Spotswooda. Było to 22 listopada 1718 roku.

Co ciekawe, jego skarb (największy pojedynczy łup oszacowany jest na sumę ówczesnych 325 tys. funtów; dzisiaj to równowartość 6 milionów funtów) od blisko 300 lat pozostaje nieodnaleziony.

niedziela, 11 stycznia 2015

TO TRZEBA PRZECZYTAĆ - Ernest Hemingway "Stary człowiek i morze"

TYDZIEŃ Z KSIĄŻKĄ - DZIEŃ SIÓDMY

Kończy się tydzień wyzwania, w którym wzięłam udział. Podejrzewam, że gdyby nie wyzwanie, dużo czasu potrzebowałabym, aby zaprezentować Wam  książki, które  przybliżają tematykę marynistyczną.
Wisienką na torcie miała być książka Kariny Kończewskiej "Droga do marynarza". Niestety, dostawa się przedłużyła i nie otrzymałam jej na czas. Jak tylko do mnie dotrze, przeczytam ją i czym prędzej napiszę recenzję.

Tymczasem tydzień wyzwania zakończę książką, którą powinien przeczytać KAŻDY. Chodzi tu o opowiadanie E. Hemingwaya "Stary człowiek i morze".



Przejmująca i wzruszająca opowieść o starym rybaku Santiago sprawia, że chce się analizować każde zdanie tekstu. 

W kubańskim porcie mieszka wdowiec, który każdego dnia wypływa na połów. Poznajemy go w dniach niezbyt dla niego szczęśliwych. Mija osiemdziesiąt dni, a rybak nie złowił ani jednej ryby. Nie traci jednak nadziei. Wypływa daleko w morze i w końcu udaje mu się złowić potężnego marlina.  Ryba jest tak wielka, że mężczyzna nie ma tyle siły, aby włożyć ją na pokład. Przywiązuje zdobycz do burty i w taki sposób chce ją przetransportować do portu. Przeszkadzają mu w tym rekiny, które wyczuły krew i kęs po kęsie pozbywają rybaka zdobyczy.
Jak to się skończy?
Przeczytajcie?

Niby zwykła opowieść: stary rybak; codzienna praca; codzienne rytuały (kubek tranu z wątroby rekina, jaja żółwi); morze, które bywa piękne i okrutne, ale to tak musi być, nie ma w tym nic dziwnego.
A jednak jest w tej opowieści coś pięknego.  Stary rybak nie poddaje się, walczy ze swoimi słabościami, ze zmęczeniem, z ranami, omdleniami. Rozmawia sam ze sobą, aby dodać sobie otuchy. Walczy do końca. Mówi: "Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać". 
I to jest właśnie piękne. Niech będzie puentą tego tygodniowego wyzwania.

Opowiadanie powstało w 1951 roku, rok później zostało opublikowane. Uważa się, że miało ono duży wpływ na zdobycie przez Hemingwaya Literackiej Nagrody Nobla. Pierwowzorem postaci Santiago jest Gregorio Fuentes (1897-2002). Pisałam o nim przy okazji recenzji książki Krzysztofa Baranowskiego "Bujanie w morskiej pianie", o czy możecie przeczytać TUTAJ

Na zakończenie chciałabym podziękować Ilonie, autorce strony KREATYWNYM OKIEM, za wyzwanie. Wiele tytułów znalazło się w notatniku pod hasłem: do przeczytania. Dzięki wyzwaniu namierzyłam wiele ciekawych blogów, które będę odwiedzać regularnie. Dzięki, Ilona :)


sobota, 10 stycznia 2015

WARTO PRZECZYTAĆ - NIESAMOWITE PRZEKROJE "STATKI I OKRĘTY"

TYDZIEŃ Z KSIĄŻKĄ - DZIEŃ SZÓSTY

Dzisiejsza propozycja będzie idealna dla chłopców - małych i dużych. 


Książka o niesamowitych przekrojach statków i okrętów pozwala poznać budowę łodzi począwszy od dżonki chińskiej,  skończywszy na lotniskowcu.

Z książki dowiecie się, gdzie przechowywano beczki z solonym mięsem na dawnym galeonie, gdzie znajduje się magazyn amunicji na lotniskowcu lub gdzie rybacy muszą się udać, aby wziąć prysznic.



Książka jest bogato ilustrowana, a każdy element opisywanego okrętu dokładnie przedstawiony.
Na końcu  umieszczono kalendarium budowy statków i okrętów oraz mały słowniczek terminów związanych z ich budową.





Mimo, że jestem dziewczyną, lubię zaglądać do tej książki. W obrazowy sposób pokazuje jak wygląda statek i pozwala sobie wyobrazić jak wyglądało kiedyś i jak wygląda teraz życie na okręcie.

Książkę wydano w 1995 roku. Trudno ją dostać w księgarniach, ale często jest dostępna na allegro lub w internetowych antykwariatach. 
Polecam, warto ją mieć na półce.

WARTO WIEDZIEĆ - KANAŁ PANAMSKI

Nie wiem czy wiecie, ale 101 lat temu, a dokładnie 7 stycznia 1914 roku przez Kanał Panamski przepłynął pierwszy statek. 

Myślę, że to jest dobra okazja, aby temu cudowi techniki poświęcić kilka zdań.

Miejsce, gdzie Ameryka Południowa łączy się z Ameryką Północną to Przesmyk Panamski. Jest to najwęższa część kontynentu, która oddziela Morze Karaibskie od Zatoki Panamskiej.


Już w XVI wieku król Karol V Habsburg marzył, aby w tym właśnie miejscu wybudować kanał, który znacznie skróciłby drogę z Peru do Hiszpanii. 

Niestety, te plany nie powiodły się, a budowę kanału rozpoczęto dopiero w XIX wieku. Budowę zainicjował Francuz Ferdinand Marie de Lesseps. Prace rozpoczęły się w 1879 roku. Francuzi sprawowali nadzór nad budową do 1889 roku. Tzw. afera panamska przystopowała prace przy budowie Kanału. 
źródło zdjęcia: odkrywcy.pl

Dopiero w 1903 roku Amerykanie wydzierżawili teren od nowego państwa - Panamy. To właśnie oni ukończyli budowę Kanału Panamskiego i przez wiele lat sprawowali pieczę nad tą budowlą. 
Dopiero w 1999 roku odbyło się przekazanie Panamie prawa do terenu, na którym znajduje się Kanał.
Smutne są dane na temat osób, które zginęły podczas tego przedsięwzięcia. Mówi się, że podczas budowy zmarło ponad 25 tys robotników.

3 września 2007 roku Panama rozpoczęła budowę, której celem jest poszerzenie Kanału. Kiedy zostanie od oddany, dokładnie nie wiadomo. 

źródło zdjęcia: www.izolacje.com.pl



Obecnie Kanał obsługuje rocznie ponad 14 tys statków. Po przebudowie ich liczba ma wzrosnąć dwukrotnie. 

źródło zdjęcia: urloplandia.pl

Poza tym taka przebudowa była konieczna ze względu na zmieniające się parametry statków. Oblicza się, że wkrótce blisko 40% wielkich kontenerowców nie będzie się mieścić w systemie panamskich śluz. Już dziś prawie połowa statków przechodzących przez kanał w niektórych miejscach zajmuje całą jego szerokość.

źródło zdjęcia: naszepodrozemaleiduze.blox.pl


A teraz trochę danych technicznych:

Długość kanału wynosi 81,6 km, z czego 16,4 km przypada na płytkie wody przybrzeżne Zatok: Panamskiej i Colón. Płynąc od strony Morza Karaibskiego pokonuje się 11,3 km na poziomie zwierciadła wód morskich, aż do systemu trzech Śluz Gatuńskich, które podnoszą statki na poziom 25,9 m n.p.m. – poziom sztucznego jeziora Gatún. Po opuszczeniu jeziora płyną 11-kilometrowym wykopem w skałach, a po przebyciu następnych 13 km docierają do kolejnego systemu śluz. Pokonawszy dalsze 13 km statki wchodzą do portów Panama i Balboa. Szerokość śluz wynosi 33,5 m. Statki, które mogą przechodzić przez Kanał Panamski mogą mieć następujące maksymalne wielkości:
  • 294,1 m długości
  • 32,3 m szerokości
  • 12,0 m zanurzenia
  • 57,9 m wysokości od linii wodnej do najwyżej położonego punktu statku.

Podsumowując można stwierdzić, że Kanał Panamski to jedna z najważniejszym dróg morskich świata. Skróciła drogę morską z San Francisco do Nowego Jorku o 14500 km.  

źródło zdjęcia: mariusztravel.com



piątek, 9 stycznia 2015

WARTO PRZECZYTAĆ - Ma Pilar Amaya "Morze obfitości"

TYDZIEŃ Z KSIĄŻKĄ - DZIEŃ PIĄTY

Kolejny dzień wyzwania to i kolejna książka. Dzisiejsza propozycja jest troszkę inna. Nie jest to ksiązka do czytania czy ogladania. 
To książka, której zadaniem jest wzbogacanie wyobraźni dziecka poprzez wykonywania najróżniejszych prac plastycznych.



Wszystkie prace związane są oczywiście tematycznie związane z morzem. 








































Każdej propozycji towarzyszy dokładna instrukcja ze zdjęciami.

Książka była inspiracją do naszego rodzinnego malowania palcami. Pisałam o tym TUTAJ.

Prace są atrakcyjne, a jednocześnie nie wymagają od dziecka wielkiego wysiłku.  Poza tym materiały, które są potrzebne do wykonania prac, są dostępne właściwie w każdym domu. 
Kolejnym atutem książki jest jej cena. W księgarni internetowej taniaksiazka.pl kosztuje ona tylko 3,90.

Myślę, że książka może być niezłą inspiracją do zabaw plastycznych w domu, przedszkolu czy szkole.

czwartek, 8 stycznia 2015

WARTO PRZECZYTAĆ - Tomasz Sobieszczański "Tankowcem na ryby"

TYDZIEŃ Z KSIĄŻKĄ - DZIEŃ CZWARTY

Kolejny dzień wyzwania. 
Chcę Was dziś zachęcić do przeczytania książki, która u mnie czekała na swoją kolej ładnych kilka lat. 


Zakupiłam ją po spotkaniu z  Tomaszem Sobieszczańskim. Kapitan kilkakrotnie być gościem w naszej szkole. Dał się poznać jako niesamowity gawędziarz. Słuchało się go z otwartą buzią. Dlatego też postanowiłam zakupić chociaż jedną jedną książkę. Trudno mi powiedzieć dlaczego wybór padł akurat na "Tankowcem na ryby".


Książka wylądowała na półce i jakoś mnie do niej nie ciągnęło. Obejrzałam zdjęcia w środku, wszystkie ładne, ale nie przemawiały do mnie. 
Co innego żegluga, nieznane lądy, przygody pod żaglami - takie opowieści do tej pory uwielbiałam. Tutaj widzę dużo zdjęć statków - tankowców, statków do połowu ryb. Myślałam sobie: "Co też może być ciekawego w takiej codziennej pracy na statku". Tym bardziej, że trochę o niej słyszałam z opowieści męża. 

Kilka tygodni temu okazało się jak bardzo się myliłam. Książkę przeczytałam jednym tchem. Kapitan Sobieszczański pisze w sposób tak ujmujący, że z niecierpliwością czekałam na kolejne wydarzenia. Uda im się przekazać paliwo w okolicach Kamczatki czy nie? Czy rosyjski inspektor okaże się dobrym człowiekiem? Czy zarozumiały współpracownik kapitana zrozumie w końcu, że postępuje źle?



To wszystko bardzo mnie wciągnęło. 
Aby Was nie zamęczać powiem tylko, że po długim okresie dowodzenia na statkach rybackich, kapitan Lobo dostał propozycję pracy w koreańskiej firmie. Został człowiekiem, który na tankowcu miał być odpowiedzialny za sprawne i bezpieczne przekazanie paliwa mniejszym jednostkom.
Książka opisuję tę pracę. Praca to ciężka, w ekstremalnych warunkach, podczas ujemnych temperatur,w okolicach nie zawsze przyjaznych politycznie. 
Naprawdę warto przeczytać i spojrzeć od środka na ciężką pracę marynarzy. 

Ujęło mnie w książce coś jeszcze. Kapitan pięknie pisze o swojej żonie. Nazywa ją Fregatą. Cudnie, prawda? Wątków osobistych nie ma tam dużo, ale jak już się pojawiają to są bardzo subtelne i przepełnione tęsknotą i miłością.

Zresztą samo wprowadzenie do książki jest interesujące:

Żeby zrozumieć Morze, czasem trzeba zapomnieć gdzie ląd, gdzie kobieta;
Trzeba zagłębić się w jego toń myślami, duszą całą, zatracić się w pracy;
Walczyć z nim bez buty i ulegać mu w pokorze, gdy się zbyt sroży.
Ukochanej Żonie mojej, Fregacie,
Z podziękowaniem za miłość,
Wierność i wytrwałość,
I zrozumienie
LOBO.

Aż żałuję, że tak długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki. Wiem też jedno: przeczytam wszystkie książki KAPITANA LOBO.

AUTOR: Tomasz Sobieszczański
TYTUŁ: Tankowcem na ryby
WYDAWCA: Public Relations Studio Gdańsk 2003
ISBN 83-916070-1-1