środa, 30 lipca 2014

HANNA ZDZITOWIECKA - BURSZTYNOWA KORONA (legenda o mikołajku nadmorskim)



Dawno, dawno temu w kaszubskiej wiosce nad morzem mieszkał chłopiec zwany Mikołajkiem. W całej okolicy, ba, nawet na całym wybrzeżu nie znalazłby większego psotnika i urwisa. A co najgorsze, to, że Mikołajkowe psoty były złośliwe i krzywdę przynosiły.

Ileż to razy splątał sieci rozwieszone na żerdziach po skończonym połowie. Kiedy indziej łodzie odwiązywał z łańcuchów, by je fala porwała i poniosła na pełne morze. To znów liny przy żaglach podcinał, że się rwały podczas sztormu i rybacy musieli ciężko walczyć o życie, zaskoczeni na pełnym morzu. Potrafił także zakraść się do cudzej komory po schowane tam bursztyny, na które był przedziwnie łasy.

Ale nie tylko ludziom dawał się chłopak we znaki. Mewy i rybitwy na jego widok zrywały się z krzykiem i krążyły mu nad głową niespokojne i przerażone, bo im jaja i pisklęta podbierał. Z morza wyławiał dla zabawy różowe chełbie, a potem rzucał na piasek, gdzie ginęły wysuszone palącym słońcem, z dala od wody. Najbardziej lubił się turlać ze stromego stoku do brzegu, nie zważając na to, że niszczy trawy i zioła utrzymujące lotny piasek, i sosnom na wydmach odsłania korzenie. Po niejednej takiej zabawie drzewo chyliło się przy wietrze ku ziemi, a podmyte sztormową falą spływało na wodę wraz z kawałkami wyrwanego lądu.

Nie było żadnej rady na chłopaka. Ludzie prosili, tłumaczyli, grozili – a on swoje. Do roboty – ostatni, do zabawy, do psoty, do szkody – zawsze pierwszy.

Toteż, kiedy po udanym połowie cała osada się zbiegła, by pomóc przy wybieraniu ryb z sieci, na próżno matka i ojciec wołali Mikołajka. Smyrgnął – jak zwykle – w las rosnący na wydmie. Zachciało mu się szukać bursztynów w jemu tylko znanym, odległym miejscu, gdzie morze wyżłobiło niewielką zatoczkę w piaszczystym niskim brzegu.

Mikołajek biegł między sosnami wygiętymi jak sztandary od wiatru wyjącego z morza, przez piasek, w którym nogi grzęzły mu po kostki: biegł ku sypkim pagórkom porośniętym twardą, wysoką trawą, wrośniętą korzeniami w ruchomą wydmę. Gdy dobiegł, zmęczony rzucił się na ziemię, twarz wystawił do słońca i … zasnął.

Zbudził go śpiew dolatujący poprzez szum morza.

Szumiała sosenka, szumiała żałośnie,
że w ubogim piasku ponad morzem rośnie.
Żałośnie szumiała, łzy żywiczne lała,
gdy padła na piasek, fala je zabrała...
Zabrała je fala na głębie dalekie,
leżały tam lata, leżały tam wieki.
Wicher zwalił sosnę, fale ją zabrały,         
ale te żywiczne łezki pozostały.
Wyniosą je fale, wyrzucą z głębiny.
Pozbierają ludzie złociste bursztyny.
I może kto wspomni, jak to przed wiekami
płakała sosenka żywicznymi łzami.

Mikołajek słuchał przez chwilę pięknych słów. Wreszcie zaciekawiony wysunął głowę spomiędzy kęp trawy.

Na wygładzonym przez wodę piasku siedziała urocza dziewczyna w sukni koloru morza, przepasanej wstęgami morszczynu i przybranej ciemnymi muszlami omułków, złączonych nicią bisioru. Na długich, zielonych włosach miała koronę z bursztynów wszystkich odcieni, od jasnego jak śmietana na mleku, do ciemnego jak świeża żywica spływająca ze zranionej sosny. Korona zdawała się płonąć w południowym słońcu, którego promienie przenikały ją na wskroś.

Mikołajkowi oczy się zaświeciły na ten widok. Babka opowiadała w zimowe wieczory o córce króla Bałtyku, ale chłopiec myślał, że to tylko baśń powtarzana z pokolenia na pokolenie.

- Bursztynowa korona Panny Wodnej! – szeptał sam do siebie. – Prawdziwa bursztynowa korona… Gdyby ją zdobyć… gdyby ją mieć na własność… taki skarb… takie bogactwo… Dopiero by się ludzie dziwili, gdybym im pokazał… Ile by to złota można za nią dostać od kupców! Starczyłoby do końca życia i nie musiałbym nigdy pracować!... Nie! Kto to by sprzedał taki skarb! Schowałbym w skrzyni i tylko czasem popatrzył na koronę córki króla Bałtyku.

Tymczasem Panna Wodna skinęła na fale z białymi grzywami, które ją otaczały.

- Rozczeszcie mi włosy – rozkazała.

Jedna z fal zdjęła jej z głowy koronę i ostrożnie złożyła na wydmie, blisko ukrytego w trawie Mikołajka. Inne rozplatały królewnie szmaragdowe włosy, podobne do zielonych taśm glonów, czepiających się podwodnych kamieni. Śpiewały przy tym swej pani pieśń o ukrytym w głębinie bursztynowym pałacu władcy Bałtyku i jego skarbach.

Ale Mikołajek nic nie słyszał i nic nie widział prócz leżącej przed nim korony. Czołgał się ku niej powoli, uważając, by nie zaszeleścić złamaną lub tylko trąconą trawą.

- Korona… bursztynowa korona… będzie moja… musi być moja…

Jeszcze jeden ruch i bursztyny zniknęły pod wypłowiałą błękitną koszulą. Nie bacząc już na nic, chłopiec zerwał się i popędził wzdłuż wydmy ku domowi.

- Mam ją! Mam skarb największy na świecie! – krzyczał, nie mogąc jeszcze uwierzyć w swoje szczęście.

Tupot jego nóg i okrzyki zwróciły uwagę Panny Wodnej. Obejrzała się, a widząc uciekającego rozkazała:

- Gońcie go! Ukradł moją koronę! Gońcie go! Musicie go schwytać! Prędzej!

Wzburzone fale pędziły z szumem i pluskiem po brzegu.

- Oddaj koronę! Oddaj, oddaj, bo zginiesz!

- Nie oddam! Nie oddam! To moje! – odkrzyknął biegnąc coraz prędzej, aż wpadł między sosny na wydmie.

Skrył się za pniem, by nabrać tchu, pewny, że go fale nie wytropią. Ale natychmiast z morza wzbiło się w górę stado białych mew, które krążąc nad nim zdradziły swego dawnego prześladowcę.

- Wychodź, bo zatopimy całą wieś! - Groziły wznoszące się coraz wyżej fale, aż jedna z nich przetoczyła się po nasypie, tworząc wyrwę, przez którą dostały się pozostałe.

Mikołajek porwał się znowu do ucieczki. Ledwie jednak wspiął się znowu na wzgórek, uderzył go silny podmuch od przodu, aż mu zabrakło tchu w piersiach. To Panna Wodna wezwała wiatr morski na pomoc.

Szum wichru i łoskot fal doszedł aż do pałacu z bursztynów. Władca Bałtyku wypłynął na rozkołysane morze gniewny i zaniepokojony.

- Kto śmiał rozpętać burzę bez mego pozwolenia?

- To przez niego! Ten chłopak ukradł moją koronę! To ja wezwałam wiatr morski na pomoc. – Panna Wodna wskazała ojcu Mikołajka, który zgięty wpół usiłował biec dalej naprzeciw zbijającej go z nóg wichurze. Szarpnięty nowym, najmocniejszym podmuchem stąpnął nieostrożnie na skraj podmytej już wydmy i stoczył się na dół. Korona wysunęła mu się zza pazuchy i wpadła między wzburzone fale. Trzęsąc białymi grzywami otoczyły schwytanego rabusia.

- Puśćcie mnie! Puśćcie! Zabrałyście już koronę!

Wystraszony, na próżno miotał się w tę i tamtą stronę, lecz one zastępowały mu drogę, sięgając do ramion i chlustając słoną wodą w oczy.

- Ukarz go, ojcze Bałtyku! Ukarz go srogo za to, że śmiał ukraść moją koronę! – wołała Panna Wodna.

- Zawiniłeś srodze i kara musi być sroga – powiedział władca Bałtyku i skinął bursztynowym berłem. – Zabierzcie go na dno morza do mego pałacu, gdzie będzie musiał pracować dniem i nocą.

- Litości! Zginę na dnie morza bez powietrza! Miejcie litość nade mną! – błagał Mikołajek.

- A czy ty miałeś litość nad różowymi chełbiami, które ginęły na piasku dla twojej zabawy? – zaszumiały groźnie fale.

- Przypomnij sobie wszystkie szkody, które wyrządziłeś rybakom i zbieraczom bursztynów. Przypomnij sobie, ile zmartwienia przysporzyłeś ojcu i matce!

- Oni mi przebaczą!

- Krrra! Ale my ci nie przebaczymy! - zakrakały mewy, trzepocząc nisko nad głową chłopca. – Czy ty miałeś litość nad nami, gdyś nam jaja złożone na brzegu podbierał?

Sosny rosnące na wydmie potrząsnęły wygiętymi gałęziami:

- Spójrz na nasze obnażone korzenie i schnące konary… Spójrz na trawy i zioła z takim trudem utrzymujące sypki piasek. Traktowałeś je, gniotłeś, wyrywałeś i niszczyłeś bez litości, choć to one chronią brzegi przed burzą i wichurą…

- Dosyć – odezwał się surowo władca Bałtyku. – Zbyt wiele zawiniłeś…

- Zlitujcie się! Już nigdy…

- Za późno teraz na skruchę. Nikt nie stanął w twojej obronie.

Wtem mała, płaska stornia musnęła stopy królewskie.

- Burza wyrzuciła mnie na brzeg i zginęłabym, gdyby on mnie nie odniósł do wody.

- Zrobiłeś to?

- Trzepotała się na piasku, to ją wrzuciłem. Zapomniałem już o tym.

- Ona nie zapomniała, żeś ją uratował. Czy kto jeszcze chce świadczyć za tym chłopcem?

Uwijająca się za muchami jaskółka przysiadła Mikołajkowi na ręce.

- Miałam skrzydło złamane… Złożył mi je, opatrzył i karmił mnie, póki znowu nie mogłam pofrunąć.

Rozjaśniła się twarz króla Bałtyku.

- Jaskółka i stornia stanęły w twojej obronie. Dzięki nim nie zabiorą cię fale do podwodnego pałacu. Pozostaniesz na wydmie, którą tyle razy bezmyślnie niszczyłeś i z której ukradłeś bursztynową koronę panny Wodnej. Teraz, w zmienionej postaci, głęboko wrośniętymi korzeniami umacniać będziesz lotny piasek i osłonisz go szeroko rozłożonymi liśćmi. Będziesz patrzył znieruchomiały na mewy i rybitwy, jak przy tobie wychowują pisklęta, na bujające się w wodzie chełbie, a fale wyrzucą ci kawałki bursztynów, których nie będziesz mógł dosięgnąć. Rybacy bez obawy rozwieszą sieci i przycumują łodzie nie opodal ciebie, a że błękitne kwiaty i liście przypomną im twoją wyblakłą koszulę, nazwą nieznaną im roślinę mikołajkiem nadmorskim. Potem ludzie zapomną o chłopcu, choć zachwycać się będą barwą i kształtem twych kwiatów. Ale biada ci, jeśli zechcą je zerwać. Bo tylko wtedy odzyskasz swą dawną postać, kiedy przez wszystkie miesiące od wiosny do jesieni nikt na całym wybrzeżu nie zniszczy, nie uszczknie żadnego listka, żadnego twego kwiatu. Jeżeli wszyscy cię uszanują, wtedy mikołajek nadmorski stanie się znowu Mikołajkiem z rybackiej wioski.

Po tych słowach władca Bałtyku zszedł z Panną Wodną do bursztynowego pałacu. Mikołajek został sam napsutej wydmie. Zniknęła jego rozwichrzona czupryna i wypłowiała niebieska koszula. Tam, gdzie przed chwilą stał chłopiec, zjawiła się błękitna główka kwiatowa otoczona sztywnymi srebrzystymi liśćmi.

Zaczęła się długa, wieki całe trwajaca pokuta Mikołajka, psotnika i urwisa z wioski na kaszubskim wybrzeżu.

 

źródło: wikipedia.pl

 
źródło: wikipedia.pl


Mikołajek nadmorski (Eryngium maritimum) – gatunek rośliny z rodziny selerowatych. Występuje na wybrzeżach: Morza Bałtyckiego, Północnego, Śródziemnego, Czarnego i Atlantyku. W Polsce gatunek rzadki, najczęściej spotykany na wydmach nadmorskich Zatoki Gdańskiej.

Roślina objęta jest w Polsce ścisłą ochroną gatunkową. Jest zagrożona wskutek zalesiania wydm, na których występuje, oraz zrywania i przesadzania do ogródków przydomowych  

Największe jej skupisko znajduje się pomiędzy Ustką i Mielnem, na Mierzei Wiślanej i w rezerwacie przyrody "Mechelińskie Łąki"

Najwcześniej w Europie mikołajek nadmorski został objęty ochroną nad Zatoką Gdańską, na mocy "Rozporządzenia policyjnego dotyczącego mikołajka", obowiązującego od 1902 roku.

Jest jednym z ulubionych motywów haftu kaszubskiego szkoły puckiej.

źródło: odkryjpomorze.pl

Znajduje się w herbie miejscowości Dziwnów, Żelistrzewo i Ustronie Morskie.


 HERB DZIWNOWA



HERB USTRONIA MORSKIEGO








Smutna ta legenda, prawda? 
Mieliście okazję kiedyś zobaczyć mikołajka nadmorskiego?

























wtorek, 29 lipca 2014

HISTORIA MORZA ZAPISANA W ZEGARKACH



Dzisiejszy post będzie troszeczkę inny.
Kilka dni temu obejrzałam film „Wyprawa Kon-tiki” (recenzja już wkrótce). Mąż (zegarkowy maniak) uświadomił mnie, że znana marka zegarków ETERNA wydała ponad 50 lat temu pierwszy model zegarka z serii Kon-Tiki.  Seria upamiętnia wydarzenie z 1947 roku, kiedy to młody Norweg wraz z przyjaciółmi wyrusza na tratwie w rejs przez Pacyfik. Podczas wyprawy młodzi ludzie mieli na ręku zegarki szwajcarskiej manufaktury ETERNA.  Kon-Tiki to nazwa tratwy, która nawiązuje do imienia inkaskiego boga słońca.   

Pierwszy zegarek ETERNA KON-TIKI powstał w 1958 roku, 11 lat po wyprawie. Model był stalowy, posiadał również stalową bransoletę. Na czarnej tarczy pojawiły się elementy inspirowane kompasem (trójkąty na czterech indeksach godzinowych). 
źródło: justice.co.uk

 W kolejnych latach pojawiały się inne modele – chronografy, kwarcowe, automaty. Jedno, co łączy zegarki to dekiel. Widnieje na nim wygrawerowana tratwa KON-TIKI. 

źródło: pasjonaciczasu.pl




Firma ROLEX w 1953 roku wyprodukowała zegarek, który był wykorzystywany na dużych głębokościach wód oceanicznych. Wówczas mógł zejść do poziomu 1 tysiąca stóp, czyli ok. 305 metrów.  Tak wyglądał model z 1960 roku:

źródło:blog.luxurybazaar.com
Kolejne lata przynosiły poprawę wyników. Od 2008 roku w sprzedaży jest zegarek, który może zanurzyć się na głębokość 39370 stóp czyli 12 km. Robi wrażenie, prawda? 

źródło:blog.luxurybazaar.com


IWC Schaffhausen to kolejna marka, która ma w swojej kolekcji zegarek upamiętniający działania na rzecz mórz i oceanów. Francuski badacz podwodnego świata,  Jaques-Yves Cousteu przez dziesiątki lat związany był z manufakturą IWC. Firma produkując zegarki serii AQUATIMER, przyczyniła się do rozwoju wypraw badawczych Francuza oraz do odrestaurowania legendarnego statku badawczego „CALYPSO”. Tak wygląda jeden z modeli tej serii.

źródło: blog.perpetuelle.com


Praktycznie każda marka zegarków ma w swojej kolekcji modele nawiązujące do tematyki morskiej. O tych trzech dokładnie opowiedział mi dziś mąż. Tomuś, dziękuję :)

Muszę zgłębić teraz temat zegarków marynistycznych dla kobiet ;) Ciekawe czy też mają takie ciekawe rodowody.

niedziela, 27 lipca 2014

MUSZELKOWY OBRAZEK Z RYBKĄ - PRACA PLASTYCZNA

Witajcie :)
Pogoda się psuje, grzmi w oddali, wyjście na plażę stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Wolny czas można wykorzystać na pracę plastyczną. Inspiracją dla mojej pracy stała się "Wielka księga morskiego majsterkowania".

Proponuję zrobienie wakacyjnej ramki z rybką. Ramka ładnie prezentuje się zawieszona na jasnej ścianie. Można ją powiesić na firance, będzie ozdobą okna  lub przykleić  bezpośrednio na szybie.



Wykonanie ramki jest bardzo proste. Wystarczy nam tylko granatowa kartka z bloku technicznego i niebieskie lub białe kartki (może być papier ksero). 

Szablon naszej pracy znajdziecie TUTAJ
Możecie również zajrzeć do zakładki POBIERANIE, tam w grupie SZABLONY  znajduje się ramka, rybka i muszelki. 

Wzór należy przenieść na  przygotowane kartki i wyciąć.
Rybę pomaluj w dowolne wzory. Na muszelkach narysuj czarne linie.
Aby zawiesić rybkę, nawlecz nitkę na igłę i przeciągnij przez rybę i ramkę. Nasz muszelkowy obrazek z rybką jest już gotowy.




Ramkę bez rybki możemy również wykorzystać. Pięknie w niej będzie prezentowało się wakacyjne zdjęcie. Nie dość, że ucieszy nasze oko, to jeszcze zachowa na dłużej wakacyjne wspomnienia.



Muszelki z papieru są dobrą alternatywą dla tych, którzy nad morze w te wakacje nie dojechali. Ci co mieli tę przyjemność i przywieźli do domu dary morza, mogą prawdziwymi muszelkami ozdobić ramkę. 
Skusicie się na wykonanie takiej pracy? :)

sobota, 26 lipca 2014

WARTO PRZECZYTAĆ - Jadwiga Korczakowska "Spotkanie nad morzem"





Książka ma już swoje lata, ale cały czas jest godna uwagi. Po raz pierwszy została wydana w 1962 roku. Mimo upływu tylu lat porusza bardzo istotne kwestie. 
Po pierwsze opowiada o przyjaźni dwóch dziewczynek. Jedna jest mieszkanką Torunia, która przyjeżdża do Władysławowa. Tu poznaje Elżbietę, niewidomą dziewczynkę, którą po śmierci matki wychowują "przybrani" dziadkowie. Dziewczynki spędzają razem czas, poznają się wzajemnie i odkrywają swoje światy. 
Książka znajduje się w wykazie lektur dla klas 4-6. Omawiam ją z uczniami w klasie czwartej. Oprócz wielu aspektów wychowawczych zawartych w lekturze, zwracam uwagę na treści marynistyczne.
Danusia, wyjeżdżając z Torunia do Władysławowa, spotyka się ze swoim kolegą. Ten, usłyszawszy dokąd wybiera się jego koleżanka, stwierdza, że to nic ciekawego, bo przecież "morze to tylko piach i woda". 
Czy rzeczywiście tak jest?
Okazuje się, że nie jest to prawda. Niewidoma Elza odkrywa przed Danusią urok nadmorskiego brzegu, bogactwo roślin, żyjątek i ptactwa. Okazuje się, że morze mieni się tysiącem kolorów, a w oczach sieci rybackich kryje się poezja  barw.

Zacytuję teraz kilka fragmentów, które można wykorzystać do pracy nad lekturą. 

[...] Elza przeciągnęła się, odetchnęła głeboko.
- Ale tu dobrze, ale tu pachnie, nie?
- Co pachnie? Nie czuję.
- Woda pachnie! Rybami, słonością, wodorostami...
- Czym?
- Nie widziałaś? Przy brzegu precz rosną rosną pod wodą kosmate, miękkie łodygi, wyślizgują się z rąk jak żywe. Różne są. Nazywają się zielenice, sinice, morszczyny... Czasem sztorm wyrzuci na piach całe kupy takich wodorostów, że nie możesz przejść, bo się zaplączesz. A na nich pouczepiane maciupeńkie muszelki, żyjątka, pęcherzyki... Powiedz, Danusia, jakie dziś morze?
- Jak to jakie? Zwyczajne.
- E, bo to kiedy morze jest zwyczajne? Jaki ma dziś kolor?
- Jak zawsze, niebieski.
- E, popatrz dobrze, powiedz, jakie jest całe, od początku aż do nieba?
Danka przysłoniła oczy ręką, stara się odróżnić odcienie wody.
- Przy brzegu rozbija się biała piana, potem woda jest troszkę brązowa, dalej niebieska, zielonawa, ciemnoniebieska, prawie granatowa...
Elza Uchyliła usta, potakuje, uśmiecha się, liczy coś na palcach.  
- A jeszcze? - nalega.
- Pod niebem jasnoszary pas...
- A widzisz, ile tego? Nie mówiłam? A co jeszcze jest białe?
- No, obłoki... żagiel... mewy...
- Obłoki... żagiel... mewy... - powtarza Elza. - Białe, białe...
- Gorąco, pobrodzimy trochę, chcesz? - Danka mocno ujęła dziewczynkę pod ramię i raz-dwa zbiegają ze wzgórza na plażę. Stopy brną teraz w sypkim, rozgrzanym piasku.
- Ale piszczy! - śmieje się Elza.
- Kto?
- No, piach!
- Przy brzegu będzie twardo.
- Fala ubiła.
- O ładna muszelka... masz!
Elza gładzi palcami skorupkę.
- Podłużna , karbowana... to jest sercówka, wiesz?
- A ta? - podniosła Danka drobną muszelkę.
- Jaki ma kolor?
- Prawie czarny.
- To omułek, mam takich dużo. 
- A znalazłaś kiedy bursztyn?
- Znalazłam! Jeden jedyny. Schowałam sobie. Dziadek powiedział, że to prawdziwy bursztyn i że siedzi w nim komar. [...]
- No, ale skąd ten komar?
- A dawno, okropnie dawno temu wpadł do żywicy i już w niej został. A potem ta żywica wleciała do morza, zrobił się z niej bursztynek i znowu kiedyś, kiedyś sztorm wyrzucił go na piach. 
- Maciupki komar, a stary jak świat - roześmiała się Danusia.
[...] Ojej, ile tu pcheł! jak skaczą!
- To wcale nie pchły! Złap jedną, zobaczysz.
- Brr! Nie chcę! Wielkie pchliska! Ale jasne są, dlaczego? Jak ich dużo! Uciekajmy stąd!
- Jej, zabawna jesteś - zaśmiewa się Elza. - Nie bój się, nie ugryzą! To są zmieraczki!
- Jak?
- Piaskowe zmieraczki! "Zmieraczek, zmieraczek, co wysoko skacze" - podśpiewuje Elza.
[...] 
- O, meduza, meduza pływa!
- Jak wygląda?
- Jak maciupki parasolik. Postój chwilkę, spróbuję ją złapać... o, jaka śliska.
- Jeszcze cię sparzy!
- Jeszcze cię sparzy!
- Głupstwa gadasz!
- Wcale nie, przecież to żyje, broni się. Ma takie pęcherzyki, co parzą w rękę, wiesz?
- Mam ją! I wcale się nie sparzyłam. Dać ci?
- Daj - nadstawiła Elza dłonie. - Jaki ma kolor?
- Jasnoróżowy.
- To chełbia. Ale puśćmy ją, niech się nie męczy. Płyń sobie, siostrzyczko, umykaj!
[...]
Elza bawi się muszelkami.
- Opowiedzieć ci, co rośnie na wydmach? - odzywa się po dłuższej chwili.
- Wiem przecież co. Sosny, jałowce, kępy trawy...
- Ale jaka trawa?
- Zwyczajna, tyle, że wysoka.
- E, wcale nie.
- To powiedz jaka?
- Piaskownica nadmorska, wydmuchrzyca, trzcinniki.
- Ojej, że pamiętasz!
- A takie, duże kosmate liście - to lepiężnik...
- A jak się nazywa to, co ma długie pędy jak truskawki, rozchodzi się po piasku?
- Wiem! - uśmiecha się triumfalnie mała znawczyni. - To turzyca piaskowa! A wiesz, po co sadzą na wydmach krzaki i rośliny?
- Sadzą? Myślałam, że same rosną.
- Nie wszystkie same. Niektóre naumyślnie się sadzi. A wiesz dlaczego? Żeby piach nie uchodził.
- Jak to?
- Bo wiatr w niego dmucha i dmucha, aż piach się przesypuje, całe góry piachu! Dziadek mówił, że taka chodząca wydma to i las może zasypać, i wieś nawet!
- E, niemożliwe.
- Wcale nie cyganię! Profesor mówił, że na Łebskiej Mierzei jest taki las, co cała wydma przez niego się przewaliła. Tylko suche drzewa sterczą...
- Ojej!
- A widzisz? Więc po to sadzą różne rośliny i nie wolno ich wyrywać, nie?
- Aha, pamiętam, widziałam ogłoszenie na drewnianej tablicy na słupie. Tak tam było napisane:"Pod karą grzywny zabrania się niszczenia nadmorskiej roślinności". Tylko nie wiem, co to znaczy grzywna, pewno pieniądze za karę.
- No! Bo jak narośnie murawy, krzaków, naplącze się w ziemi korzeni - to wiatrowi trudniej piach zdmuchiwać, nie?
- No tak - zgodziła się Danusia. [...]


[...] Dzisiaj powędrowały aż na molo rybackie, siadły na smołą pachnących deskach pomostu - i znów musi Danka opowiadać, jak wyglądają przycumowane kutry, ile żaglówek pływa po drobno marszczonej fali.
Dziewczynki przyniosły z sobą chleb, karmią mewy. Ptak kołuje, namyśla się, przygląda - a potem nagle bęc! spada na wodę i mocnym dziobem zręcznie chwyta kąsek. Wydaje przy tym przenikliwe piski ni to strachu, ni radości.
- Wszystkie mewy są jednakowe, prawda?
- Skąd! Rozmaite! Śmieszki, siodłate, a najładniejsze nazywają się srebrzyste. A wiesz? Takie ptaki, co prędziutko drepczą po brzegu, zabawnie nazywają się biegusy. A najwięcej mew to  mieszka na Rewie. [...]

[...] Danusia nauczyła się bacznie wszystkiemu przyglądać, bo jeżeli sprawa barw i kształtów jest tak bardzo dla Elzy ważna, trzeba umieć jej to "pokazać", dokładnie móc odpowiadać na pytania. Odkąd przebywają razem, musi patrzeć i za siebie, i za Elzę. Wcale zresztą jej to nie nudzi, wspólnie odnajdują coraz więcej i więcej "piękności". Nie, Roman nie miał racji mówiąc, że morze to tylko wielka woda i piach. Bo morze jest co dzień inne. raz rozgniewane, raz łagodne, to szare, to pełne kolorów. Inaczej szumi rano, inaczej w księżycowy wieczór. Inaczej wygląda, gdy patrzeć na nie z wydmy, inaczej z plaży, a jeszcze inaczej stąd, z mola. 
Raz woda jest gładka, wyiskrzona, jak lustro, kiedy indziej skaczą po niej białe "baranki". Bywa rozkołysana, jakby pocięta w skiby o barwie krzemienia, to znów groźna, spiętrzona wysokimi falami, które z hukiem rozbijają się o brzeg. 
A sieci rybackie też nie są jednakowe, szare! W słoneczny dzień prześwitują złotem, wieczorem mają odcień fioletowy, o zachodzie - różowy. Bywają szerokie, delikatne jak firanki albo skręcone na drewnianych obręczach niby olbrzymie torby, to znów oparte na palikach i obwieszone korkami ciągną się jak długi płotek. Czasem wiatr wydyma je jak żagle, wtedy cieniutko "śpiewają". Czasem ciężkie, wprost z morza wyjęte, przetkane zielonymi kłaczkami wodorostów, lśnią tęczowymi kroplami wody.[...]



Przyznacie, że Jadwiga Korczakowska miała talent w barwnym opisywaniu rzeczy najprostszych. Takie opisy sprawiają, że każdy Wasz pobyt nad morzem będzie już inny. Będziecie patrzeć na morze i dostrzegać jego barwy. Będziecie zastanawiać się, czy znaleziona muszelka to sercówka czy może omułek? Czy ta trawa, która rośnie obok waszego koca, to może wydmuchrzyca czy piaskownica?

Aby ułatwić wam rozpoznanie tych wszystkich nadmorskich okazałości przygotowałam małą ściągawkę. 



FAUNA I FLORA BAŁTYKU NA PODSTAWIE LEKTURY "SPOTKANIE NAD MORZEM"

zdjęcia pochodzą z Google Grafika

MEWA ŚMIESZKA


 
MEWA SREBRZYSTA

MEWA SIODŁATA


BIEGUS


RYBITWA




OMUŁEK


SERCÓWKA


ROGOWIEC BAŁTYCKI


ZMIERACZEK PLAŻOWY

CHEŁBIA MODRA
WYDMUCHRZYCA PIASKOWA


PIASKOWNICA NADMORSKA


TRZCINNIK

LEPIĘŻNIK

TURZYCA PIASKOWA


ŚLEDŹ


FLĄDRA


Trzeba przyznać, że całkiem pokaźny zbiór przedstawicieli fauny i flory nam się uzbierał.
Omawiając lekturę na lekcji, wykorzystuję zebrane materiały do stworzenia albumów. Kilka z nich przechowałam :)



Materiały, które dzisiaj przedstawiłam są już w zakładce do pobrania - zarówno fragmenty książki jak i zdjęcia fauny i flory Bałtyku. Mam nadzieję, że ułatwi Wam to pracę z książką, a dzieci zainteresuje tematyka morska ukazana w lekturze "Spotkanie nad morzem".