Imprezowe szaleństwo tuż.
Będzie się działo.
Wiadomo jak jest: jest zabawa musi być alkohol –
przynajmniej tak twierdzi większość.
Alkohol od wieków towarzyszy człowiekowi.
Nie mogło go również zabraknąć na dawnych żaglowcach.
Najpopularniejsze trunki
aż do XVII wieku to piwo i brandy. Zmieniło to się po 1687 roku, kiedy Anglia opanowała Jamajkę i odkryto rum. Okazał
się on znacznie tańszym trunkiem od poprzednio stosowanych.
Nie da się ukryć, że były to czasy znacznego pijackiego
rozpasania. To z kolei wpływało negatywnie na wydajność pracy oraz na bezpieczeństwo
okrętów.
Admirał Vermon, chciał ukrócić niechlubny zwyczaj pijaństwa
i dzięki jego słynnej recepturze narodził się grog: na jedną część rumu
przypadały dwie części wody.
źródło: www.sodahead.com |
Najlepszym rumem dla marynarzy angielskich był rum Pussera –
mieszanka pięciu najlepszych rumów z Demerary i Trynidadu. Raczyli się nim
prawie 350 lat.
źródło: drinks.seriouseats.com |
Tradycja picia grogu zrodziła nowe obyczaje i nowe słowa. Do
dnia dzisiejszego groggy w języku angielskim
oznacza chwiejny, podpity.
Powstały nowe terminy związane z rumem:
BRZDĄC - to jedna
porcja grogu
CZYŚCIOSZEK – to czysty rum, bez dodatku wody.
KAPECZKA – to część wypita z kubka kolegi.
ŁYK – część wypita ze swojej miarki.
TRZY KAPECZKI to łyk.
TRZY ŁYKI to brzdąc.
Najsłynniejsze okrzyki podczas toastu to znane nam „Do dna!”.
Mówiono też o przepłukiwaniu gardła, choć częściej używano zwrotu „odświeżyć
kluzę”.
Na okrętach carskich docinano tym, którzy rozlali swoją
porcję alkoholu. Mówiono: „rum, brachu, nie pszeniczka; jak rozlejesz, nie
wydziobiesz”.
Rum w małych beczułkach zwanych małpkami dostarczano na
pokład w czasach wojen napoleońskich. Spragnieni alkoholu marynarze podkradali się
pod beczułkę, wiercili w niej otwór i przez słomkę lub przycięte pióro „ssali
małpkę” – tak nazywano ten wyczyn.
Jedna z legend o admirale Nelsonie mówi, że ciało Horatio
Nelsona zostało umieszczone w beczce z rumem w celu
zakonserwowania go i przetransportowania do Anglii. O fakcie
tym nie została jednak poinformowana załoga okrętu, na którym znajdowała się beczka. Marynarze zakradali się więc w nocy do
ładowni i popijali rum z tego pojemnika nie mając świadomości, co się w nim
znajduje. Od tego czasu rum
nazywany jest "krwią Nelsona".
źródło: www.polyvore.com |
Oficjalnie beczka z ciałem Nelsona była wypełniona mieszanką
brandy z kamforą i mirrą. Przywiązano ją do głównego masztu HMS
"Victory" i trzymano pod strażą.
Gdy marynarz dobrze wykonał trudną i niebezpieczną pracę,
kapitan pozwalał na wypicie podwójnej porcji grogu. Ta przyjemność nazywała się „spleść grotabras”.
Najgrubsza lina na statku nazywała się właśnie GROTABRAS i jej
splecenie stało się synonimem ciężkiej i żmudnej pracy.
Ciekawostką jest to, że powiedzenie „spleść grotabras” ma swoje odpowiedniki w wielu językach
europejskich:
Anglicy
mówią: SPLICE THE MAINBRACE
Norwedzy:
MESAN SKJOT
Szwedzi: STORBRASSEN SPLITSES lub SLIPP UN LAERKIN UT AV
BURET co dosłownie znaczy: wypuścić kanarka z klatki.
Niemcy mówią: BESANSCHOOT AN.
źródło: www.golden-rivet.com |
Wydawanie grogu to ceremonia. Musiała towarzyszyć jej
muzyka. Flecista grał skoczną melodią, co było znakiem dla marynarzy, którzy
przychodzili z kubkami. Po pierwszych łykach rozbrzmiewał śpiew.
Żeglarskie toasty wznosi się zawsze na siedząco. Każdego
dnia jest inny powód wznoszenia toastu:
PONIEDZIAŁEK – za nasz statek
WTOREK – za tych, co na morzu
ŚRODA – za załogę, za nas samych
CZWARTEK – za wojnę i burzliwe morze
PIĄTEK – za stary port
SOBOTA – za żony i kochanki (oby się nigdy nie spotkały)
NIEDZIELA - za
nieobecnych przyjaciół.
Pewnie dziwi Was czwartkowy toast. Tradycja tego toastu sięga
czasów Nelsona. Niżsi stopniem marynarze wzywali wojnę i burzę, bo tylko w
takich warunkach mogli pokazać swoje umiejętności., a to z kolei była szansą na
szybki awans.
Dziś ten toast ma inne znaczenie – pije się za „sztormy i
huragany, aby byle słabeusz marynarzem nie został”.
1 sierpnia 1970 roku, a więc stosunkowo niedawno, zniesiono
dzienną rację grogu. Ponad 300 lat
tradycji picia grogu na pokładach statków zostało zniesione. Powodem było
zapewnienie bezpieczeństwa załodze,
szczególnie w dobie rozwiniętych technologii. Nasycone techniką statki nie mogą
być obsługiwane przez ludzi, którym alkohol stępi wrażliwość.
Mam nadzieję, że tym tekstem rzuciłam Wam nieco światła na
historię picia grogu na pokładach dawnych żaglowców.
Podobno „szczęśliwi wątroby nie liczą”, ale dbajcie o siebie
i pamiętajcie o umiarze:)
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
AHOJ!
Tekst powstał na podstawie książki „Szanty i szantymeni” M.
Szurawskiego
Interesujące :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobało. Zapraszam częściej ;)
UsuńA nie było tak, że w angielskiej Marynarce Wojennej dodawano do codziennej porcji grogu (obowiązkowej zresztą) soku cytrynowego by zapobiec szkorbutowi? Tradycją na morzu było też przewlekłe pojenie rumem zwierząt będących maskotkami załogi, co w konsekwencji czyniło je alkoholikami. Co na to M. Szurawski ? Nic o tym nie wspomina ?
OdpowiedzUsuńDo takich ciekawostek jeszcze nie dotarłam, ale poszperam. Szurawski szerzej o historii rumu napisał w innej swojej książce z serii "Razem bracia do lin". Niestety, nie miałam przyjemności się z nią zapoznać. Być może tam napisał o soku cytrynowym i o zwierzętach alkoholikach. Gdy tylko będę miała okazję, to sprawdzę. Dziękuję za cenne informacje. Pozdrawiam :)
Usuń