wtorek, 30 grudnia 2014

WARTO WIEDZIEĆ - O RUMIE I GROGU, czyli krótka historia picia alkoholu na dawnych żaglowcach

Imprezowe szaleństwo tuż. 
Będzie się działo. 

Wiadomo jak jest: jest zabawa musi być alkohol – przynajmniej tak twierdzi większość. 

Alkohol od wieków towarzyszy człowiekowi. 

Nie mogło go również zabraknąć na dawnych  żaglowcach.

Najpopularniejsze trunki  aż do XVII wieku to piwo i brandy. Zmieniło to się po 1687 roku, kiedy Anglia opanowała Jamajkę i odkryto rum. Okazał się on znacznie tańszym trunkiem od poprzednio stosowanych.

Nie da się ukryć, że były to czasy znacznego pijackiego rozpasania. To z kolei wpływało negatywnie na wydajność pracy oraz na bezpieczeństwo okrętów. 

Admirał Vermon, chciał ukrócić niechlubny zwyczaj pijaństwa i dzięki jego słynnej recepturze narodził się grog: na jedną część rumu przypadały dwie części wody. 

źródło: www.sodahead.com


Najlepszym rumem dla marynarzy angielskich był rum Pussera – mieszanka pięciu najlepszych rumów z Demerary i Trynidadu. Raczyli się nim prawie 350 lat.

źródło: drinks.seriouseats.com


Tradycja picia grogu zrodziła nowe obyczaje i nowe słowa. Do dnia dzisiejszego groggy w języku angielskim oznacza chwiejny, podpity.

Powstały nowe terminy związane z rumem:

BRZDĄC -  to jedna porcja grogu
CZYŚCIOSZEK – to czysty rum, bez dodatku wody.
KAPECZKA – to część wypita z kubka kolegi.
ŁYK – część wypita ze swojej miarki.
TRZY KAPECZKI to łyk.
TRZY ŁYKI to brzdąc.

Najsłynniejsze okrzyki podczas toastu to znane nam „Do dna!”. Mówiono też o przepłukiwaniu gardła, choć częściej używano zwrotu „odświeżyć kluzę”. 

Na okrętach carskich docinano tym, którzy rozlali swoją porcję alkoholu. Mówiono: „rum, brachu, nie pszeniczka; jak rozlejesz, nie wydziobiesz”.

Rum w małych beczułkach zwanych małpkami dostarczano na pokład w czasach wojen napoleońskich.  Spragnieni alkoholu marynarze podkradali się pod beczułkę, wiercili w niej otwór i przez słomkę lub przycięte pióro „ssali małpkę” – tak nazywano ten wyczyn.

Jedna z legend o admirale Nelsonie mówi, że ciało Horatio Nelsona zostało umieszczone w beczce z rumem w celu zakonserwowania go i przetransportowania do Anglii. O fakcie tym nie została jednak poinformowana załoga okrętu, na którym znajdowała się  beczka. Marynarze zakradali się więc w nocy do ładowni i popijali rum z tego pojemnika nie mając świadomości, co się w nim znajduje. Od tego czasu rum nazywany jest "krwią Nelsona". 

źródło: www.polyvore.com


Oficjalnie beczka z ciałem Nelsona była wypełniona mieszanką brandy z kamforą i mirrą. Przywiązano ją do głównego masztu HMS "Victory" i trzymano pod strażą.

Gdy marynarz dobrze wykonał trudną i niebezpieczną pracę, kapitan pozwalał na wypicie podwójnej porcji grogu.  Ta przyjemność nazywała się „spleść grotabras”.  Najgrubsza lina na statku  nazywała się właśnie GROTABRAS i jej splecenie stało się synonimem ciężkiej i żmudnej pracy.

Ciekawostką jest to, że powiedzenie „spleść grotabras”  ma swoje odpowiedniki w wielu językach europejskich:
Anglicy mówią: SPLICE THE MAINBRACE
Norwedzy: MESAN SKJOT
Szwedzi: STORBRASSEN SPLITSES lub SLIPP UN LAERKIN UT AV BURET co dosłownie znaczy: wypuścić kanarka z klatki.
Niemcy mówią: BESANSCHOOT AN.

źródło: www.golden-rivet.com


Wydawanie  grogu to ceremonia. Musiała towarzyszyć jej muzyka. Flecista grał skoczną melodią, co było znakiem dla marynarzy, którzy przychodzili z kubkami. Po pierwszych łykach rozbrzmiewał śpiew.

Żeglarskie toasty wznosi się zawsze na siedząco. Każdego dnia jest inny powód wznoszenia toastu:
PONIEDZIAŁEK – za nasz statek
WTOREK – za tych, co na morzu
ŚRODA – za załogę, za nas samych
CZWARTEK – za wojnę i burzliwe morze
PIĄTEK – za stary port
SOBOTA – za żony i kochanki (oby się nigdy nie spotkały)
NIEDZIELA -  za nieobecnych przyjaciół.

Pewnie dziwi Was czwartkowy toast. Tradycja tego toastu sięga czasów Nelsona. Niżsi stopniem marynarze wzywali wojnę i burzę, bo tylko w takich warunkach mogli pokazać swoje umiejętności., a to z kolei była szansą na szybki awans.
Dziś ten toast ma inne znaczenie – pije się za „sztormy i huragany, aby byle słabeusz marynarzem nie został”.
 

1 sierpnia 1970 roku, a więc stosunkowo niedawno, zniesiono dzienną rację grogu.  Ponad 300 lat tradycji picia grogu na pokładach statków zostało zniesione. Powodem było zapewnienie  bezpieczeństwa załodze, szczególnie w dobie rozwiniętych technologii. Nasycone techniką statki nie mogą być obsługiwane przez ludzi, którym alkohol stępi wrażliwość.

Mam nadzieję, że tym tekstem rzuciłam Wam nieco światła na historię picia grogu na pokładach dawnych żaglowców.
Podobno „szczęśliwi wątroby nie liczą”, ale dbajcie o siebie i pamiętajcie o umiarze:)


SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

 
źródło: slubnezrobtosam.blog.pl

AHOJ!

Tekst powstał na podstawie książki „Szanty i szantymeni” M. Szurawskiego


4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało. Zapraszam częściej ;)

      Usuń
  2. A nie było tak, że w angielskiej Marynarce Wojennej dodawano do codziennej porcji grogu (obowiązkowej zresztą) soku cytrynowego by zapobiec szkorbutowi? Tradycją na morzu było też przewlekłe pojenie rumem zwierząt będących maskotkami załogi, co w konsekwencji czyniło je alkoholikami. Co na to M. Szurawski ? Nic o tym nie wspomina ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do takich ciekawostek jeszcze nie dotarłam, ale poszperam. Szurawski szerzej o historii rumu napisał w innej swojej książce z serii "Razem bracia do lin". Niestety, nie miałam przyjemności się z nią zapoznać. Być może tam napisał o soku cytrynowym i o zwierzętach alkoholikach. Gdy tylko będę miała okazję, to sprawdzę. Dziękuję za cenne informacje. Pozdrawiam :)

      Usuń